jesus-3754861_1280

Skrupuły

Może kojarzysz taki obraz, jesteś świeżo po nawróceniu, doświadczyłeś czegoś pięknego, bo miłości samego Boga i jesteś gotów oddać mu wszystko i pójść za nim. Zaczynasz więc rewidować swoje życie, starając się pozbyć jak największej ilości grzesznych zachowań i przyzwyczajeń. Pozbywasz się przekleństw z mowy, plotkowania czy obgadywania innych. Może odcinasz się od grzechów, które mogły być nawet grzechami ciężkimi np. związanych ze sferą czystości. Poważnie zastanawiasz się nad niektórymi rzeczami i w razie wątpliwości pytasz się zaznajomionych duchownych czy osób bardziej obeznanych, by mieć pewność czy dane zachowanie jest grzechem, czy nie.  W razie wątpliwości rezygnujesz może i z tych rzeczy, których pewny nie jesteś w myśl zasadzie, by wyrzekać się choćby pozoru zła. 

A co jeśli wątpliwości będące na początku drogi nie znikają? Co jeśli posiadając  „paroletni staż wiary”, nadal doświadczasz wątpliwości czy coś jest grzechem, czy nie? A w dodatku te wątpliwości zadręczają cię tak bardzo, że zaczynasz spowiadać się w kółko z grzechów, które wyznane były na wcześniejszej spowiedzi, a których nie popełniłeś od tamtego czasu. Albo wracasz do konfesjonału po paru dniach zadręczony, że przypomniały ci się jeszcze grzechy lub źle się z nich wyspowiadałeś. 

Skrupuły, bo tym właśnie są opisywane powyżej trudności, są po prostu wątpliwościami natury moralnej. Ale wątpliwościami zadręczającymi. Na początku drogi z Chrystusem, skrupuły mogą okazać się nawet przydatne, bo pomagają wyostrzyć/wysubtelnić sumienie na grzechy jednak w późniejszym pielgrzymowaniu mogą zapętlić człowieka w spirali, która zamiast schodzić głębiej w relacje z Panem Bogiem, kręci się cały czas wokół własnego ja i tego co zrobiłem źle. Wypacza to całkowicie spojrzenie na Boże miłosierdzie. Człowiek przestaje dopatrywać się Bożej miłości i przestaje być wdzięczny za dobrodziejstwa, jakich doświadcza od Pana Boga. Czy to łaski odpuszczenia grzechów, czy po prostu relacji z Nim. Zamiast tego zaczynamy rozliczać się z każdych nawet najmniejszych czynów i przestajemy dostrzegać stojącego za przykazaniami Miłosiernego Boga, który pragnie naszego szczęścia.

Zabierając się za ten temat, zdałem sobie sprawę, że ja popadłem w takie skrupuły. Odnalazłem w sobie ostatnio takie dziwne wątpliwości, które już od dawna wkradały się w moje duchowe życie. Często idąc do kościoła, zastanawiałem się, czy mogę pójść do komunii, bo przecież mam jakieś grzechy na pewno. Zacząłem mieć wątpliwości w sprawach, które wcześniej wydawały mi się pewne, a spowiedź zaczęła mnie dołować, zamiast przynosić mi życie. Często po tym kiedy podczas spowiedzi powiedziałem grzechy i do głosu dochodził ksiądz, zamiast słuchać jego pouczeń, szukałem w głowie grzechów pewien, że na pewno coś pominąłem. Często też wypowiadałem grzechy, z których już kiedyś się spowiadałem, ale nie byłem pewny czy nie popełniłem ich od ostatniej spowiedzi. Albo nie byłem pewny czy dobrze je wyznałem. To doprowadzało czasem do takich sytuacji, w których wychodząc z konfesjonału, czułem, jakbym zgrzeszył i nie był godny przystąpić do komunii. Czując się źle, miałem również wrażenie jakby to sam Pan Bóg mnie odrzucał i dlatego czuję się tak plugawo. Ten stan doprowadził mnie do tego, iż zacząłem mniejszą wagę przykładać do spraw związanych z wiarą. Począłem wycofywać się z relacji z Panem Bogiem, a modlitwa tylko momentami zaczęła dawać mi życie czy ukojenie. Częściej wydawała się męcząca, mechaniczna a wręcz wywołująca smutek czy poczucie winy. I dlatego zostawiałem Boga tylko w tych paru przyjemnych dla mnie momentach, na medytacji, dzieleniach na jakieś specjalne okazje. A w życiu modlitewnym zamieniłem relacje na samodoskonalenie, a kształtowanie się w cnotach na ludzkie poszukiwanie doskonałości. Największą pułapką było założenie, że właśnie na jego chwałę to czynię, że przecież zmieniam się i dążę do doskonałości, by być lepszym człowiekiem. Pomieszałem jednak priorytety i wydawało mi się, że rozwój jest ważniejszy od relacji. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero ostatnio, gdy niemal wszystkie moje plany i postanowienia dotyczące wielkiego postu się nie udały. Gdy cały mój plan zbudowany no moim pomyśle i wizji zbawienia legł w gruzach. Zdałem sobie sprawę, że postawiłem na złą kartę. Na siebie, zamiast na Pana Boga. Odbyłem spowiedź przed ekstremalną drogą krzyżową i podczas tamtej wędrówki w mym sercu zrodziła się myśl, że nie zawsze musi być tak jak ja to sobie wyobraziłem, i że może warto jest więcej swobody oddać Panu Bogu, wierząc, że On przecież pragnie mojego szczęścia. Mówię wam o tym tylko po to, by przestrzec was trochę przed tym. Niewinne mogą być początki, ale mogą również wprowadzić niezłe zamieszanie w duszy.

 Na skrupuły zazwyczaj zaleca się stałego spowiednika. Duchownego, któremu się ufa i jest się w stanie być mu posłusznym. I to kategorycznie, bo w sprawach sumienia osoby skrupulatne mają często inne odczucia, a te mogą różnić się od rzeczywistości. Dobrą praktyką jest też proszenie o doświadczenie Bożego miłosierdzia. Często człowiek splątany w skrupuły oddala się od obrazu Boga miłosiernego i zatapia się w swoich wątpliwościach i niedoskonałościach cały czas mając wrażenie, że nie jest godny komunii z Bogiem. I choć w pokorze wiemy, że przed Bogiem stajemy grzeszni to jednak nasz grzech nie jest w stanie odłączyć nas od Bożej miłości, a skrupuły bardzo często właśnie do tego wiodą. Gdzieś na jakimś wideo o skrupułach, które znalazłem w Internecie usłyszałem taką bardzo fajną myśl: Co byś zrobił gdyby twoje dziecko mając gdzieś tam z dwadzieścia lat przyszło do ciebie i z serca przeprosiło cię za złe rzeczy, które pamięta że ci uczyniło. Za to że buntowało się w młodości, nie doceniało ciebie i robiło dużo głupot i pewnie  sporo razy cię tym krzywdziło. Czy wypominałbyś swemu dziecku te rzeczy, o których nie pamięta, których nie wymienił, czy raczej wzruszyłbyś się głęboko. Bóg niezmiernie cieszy się gdy powracamy do niego w sakramencie spowiedzi i w swym niezgłębionym miłosierdziu zapomina nam wszystkie grzechy. To jest właśnie rozbrajający obraz Bożego miłosierdzia. Taki obraz o którym osoby borykające się ze skrupułami często zapominają.

Ostatnią rzeczą, o której chcę jeszcze wspomnieć są też reguły rozeznawania, o których pisze św. Ignacy w Ćwiczeniach duchowych. Wymienia tam dwa rodzaje sumienia: grube i delikatne. Gdybyśmy mieli sobie sumienie wyobrazić jako sitko, które dopuszcza pewne zachowania i przepuszcza czyny które są dobre przez oczka, a te które są grzechami zostają w sitku to sumienie grube było by sitkiem o dużych oczkach, przepuszczające dużo rzeczy, a sumienie delikatne sitkiem o drobnych oczkach. Nieprzyjaciel bada człowieka, jakie jest jego sumienie i stosowanie do tego próbuje wzbudzać w nim takie działania, by jeśli jest ono grube, czyli o dużych oczkach, jeszcze bardziej je powiększyć – doprowadzić do sytuacji, w której dusza będzie się mniej przejmować grzechami. Np. jeśli wcześniej nie przejmowała się grzechami lekkimi będzie starał się aby nie przejmowała się również grzechami ciężkimi albo przejmowała się nimi w mniejszym stopniu. Z kolei jeśli sumienie jest delikatne Nieprzyjaciel będzie starał się jeszcze bardziej zmniejszyć oczka, czyli doprowadzić do sytuacji, w której dusza będzie się jeszcze bardziej przejmować grzechami. I tak np. w sytuacji, gdy dusza wystrzega się grzechów śmiertelnych i lekkich będzie próbował doprowadzić do tego by brała za grzech to co grzechem nie jest. Św. Ignacy zaleca by znając typ swojego sumienia działać w przeciwną stronę do tego co próbuje zdziałać nieprzyjaciel, czyli jeśli stara on się, by dusza stawała się bardziej prostacka my winniśmy starać się ją bardziej wysubtelnić. Odwrotnie z kolei gdy nieprzyjaciel stara się by wydelikatniała do krańcowości my winniśmy wtedy pracować by naszą duszę, jak to określa Ignacy „umocnić w słusznej mierze, aby się we wszystkim uspokoiła”

Czyli podsumowując, skrupuły są to wątpliwości dręczące sumienie co do grzeszności czynów. Z początku drogi mogą być przydatne, lecz później mogą oddalać nas od Pana Boga, dlatego dobrze jest stale rozeznawać i badać swoje sumienie. A w razie gdybyście widzieli, że może stanowić to problem dla was postarać się o stałego spowiednika, który i bez tego problemu jest czymś bardzo pożądanym; powrócić do obrazu Pana Boga noszonego w sercu i doświadczenia jego miłości miłosiernej; oraz kierować się regułami rozeznawania św. Ignacego.  

Udostępnij wpis